niedziela, 24 marca 2013

Ringuniowi zdarzyło się myśleć, cz. 5. - Lanie wody i rozpacz Johna.

Patrzyliśmy na siebie w zdumieniu przez kilkanaście sekund. Paul spojrzał na dziewczynę z troską.
- Uderzyłaś się w głowę, tak? Może trzeba jechać do szpitala, bardzo cię boli? - Pytał. Pomyślałem, że pewnie niewygodnie jej trochę na asfalcie, więc podałem jej rękę, by pomóc jej wstać. Kobieta jednak odsunęła się ode mnie z wystraszoną miną. Zrobiło mi się smutno, przecież to ja jestem ten uroczy! Zamiast skorzystać z mojej pomocy pannica spróbowała podnieść się o własnych siłach, nie wyszło jej to jednak zbyt dobrze - niemal się nie przewróciła o własne nogi. Oparła się o samochód i odetchnęła głęboko, po czym poprawiła koczek, który nieco jej się przekrzywił. Następnie spojrzała w naszą stronę. Pewnie przedstawialiśmy teraz dość komiczny widok - czterech gości kucających na parkingu, wszyscy z bladymi twarzami i zdziwionymi minami. Postanowiłem przerwać tę komedię i wstałem, jednocześnie ciągnąc za ramię George'a. W tym momencie Paul i John też oprzytomnieli i podnieśli się z klęczek.
- To sen, tak, to sen...- Usłyszałem ze strony samochodu. - Za niedługo się obudzę i oni znikną. To tylko chory sen...
- Wypraszam sobie! - John wycelował nos w niebo.
- Skoro to sen, to oni nic mi nie zrobią, mhm. - Głos dziewczyny stał się pewniejszy. Podeszła do nas z szerokim uśmiechem.
- Już wszystko w porządku? - Zapytałem, patrząc na nią niepewnie, gdyż jej cera wciąż była kredowobiała, a na czole perliły się krople potu.
- Najlepszym, panie Richardzie. - Odrzekła, uśmiechając się jeszcze szerzej. - Mam na imię Anna.
- Nasze imiona pewnie znasz. - Mruknął Georgie. Zdziwiłem się, że w ogóle się odezwał, bo raczej rzadko to robi.
- Oh, oczywiście! - Zaśmiała się nerwowo. Wystraszyłem się, bo brzmiała przy tym trochę jak pacjentka szpitala psychiatrycznego.
- Masz teraz coś ważnego do zrobienia? Bo chyba lepiej będzie, jeśli wrócisz do domu i trochę się uspokoisz. - Dodał George.
- Nie, nie mam! - Znów ten śmiech! - A wy?
- Już skończyliśmy pracę, więc możemy odwieźć cię do domu.
- Ależ ja sama bardzo chętnie się odwiozę! - Anna wyjęła z torebki butelkę i pociągnęła z niej zdrowo.
- Żadnego alkoholu! - Paul podbiegł do niej i wyrwał jej whisky z rąk.
- Właśnie, żadnego alkoholu! - Powiedział stanowczo John, po czym z niewinną miną podszedł do basisty i zaczął wpatrywać się we flakon. Chyba wiem, co się stanie gdy już wrócimy do domu. A gdy John trochę popije, to zamęcza mojego Win... to znaczy, zamęcza mój nos jeszcze bardziej.
- Wsiadamy! - Paulie otworzył drzwi auta kluczem, który przed chwilą został wyjęty z torebki przez dziewczynę, po czym niemal wepchnął właścicielkę do środka. John, George i ja również wsiedliśmy do środka, po czym Paul zasiadł na miejscu kierowcy.
- Jesteś pewien, że potrafisz tym jeździć? - Zapytałem z powątpiewaniem. W odpowiedzi usłyszałem jakieś mruknięcie. Basista zaczął majstrować przy samochodzie i po jakimś czasie udało mu się ruszyć.
- Teraz to już będzie z górki! Gdzie mieszkasz? - Podczas gdy dziewczyna zaczęła tłumaczyć, jak dojechać do jej miejsca zamieszkania, auto powoli wyjechało z parkingu. Razem z George'em zajęliśmy się kontemplowaniem widoków za oknem, natomiast John wciąż wpatrywał się w leżącą pod fotelem butelkę.
Anna mieszkała całkiem niedaleko. Dla pewności zaprowadziliśmy ją pod same drzwi mieszkania. Otworzyła je jednym z kluczy i spojrzała na nas.
- Zapraszam na herbatkę drogich panów. - Powiedziała, niemalże się kłaniając.
- Ależ dziękujemy! - Johnny niemal wepchnął się do mieszkania, licząc na więcej whisky. Chcąc nie chcąc weszliśmy za nim.
Mieszkanko było małe, ale przytulne, w beżowo-niebieskich barwach. Wprost z drzwi wchodziło się do pokoju dziennego połączonego z aneksem kuchennym,  z którego korytarzyk prowadził prawdopodobnie do sypialni.
- Usiądźcie sobie! - Dziewczyna machnęła ręką w stronę kompletu mebli, składających się na mini salonik. Ja i George usiedliśmy na kremowej sofie, natomiast Paul i John zajęli miejsca w fotelach. Anna wyciągała jakieś rzeczy z szafek, mrucząc do siebie coś o szalonych snach. Rozejrzałem się dookoła i mój wzrok zatrzymał się na kupce jakichś papierów, chyba katalogów. Wziąłem pierwszy z brzegu. Na czarno-białej okładce uśmiechała się piękna pani, z równymi, białymi zębami i pięknymi oczętami. Otworzyłem gazetkę i zacząłem czytać na głos.
- "Najlepsza klinika chirurgii plastycznej w Londynie! Poczuj się wyjątkowo, spraw sobie nowy nos. Oferujemy zabiegi zmniejszania i zmieniania kształtu nosa, teraz w wyjątkowej cenie specjalnie dla ciebie!", to ciekawe. Może zmniejszyłbym sobie nos? Miałbym większe powodzenie u...
- CZYŚ TY OSZALAŁ? - Wykrzyknął John. - CHCESZ ZABIĆ WINSTONA?
- Nie, tylko go odrobinę... zredukować. Czemu nie, mhmmm...
- Nie możesz tego zrobić Winstonowi, nie możesz tego zrobić mnie! - John wstał, podszedł do mnie i rzucił się na kolana.
- Johnny, nie szalej, to przecież nic takiego. Nawet cena okazyjna, a takie zabiegi to nowość! - Podrapałem się po głowie, patrząc na przyjaciela.
- Proszę, Ringo, zastanów się... - Lennon szlochał z głową na moich kolanach.
- John...
- Nie podejmuj tej decyzji zbyt pochopnie, bo...
- Zamiast rozmawiać o pomniejszeniu nosa Ringo radziłbym zerknąć na datę wydania tego katalogu. - Powiedział z przerażeniem George. Spojrzałem na okładkę i poczułem się, jakby nagle w mieszkaniu temperatura spadła do minus dwudziestu.
- Wydanie pierwsze. Styczeń 2013.
________________________________________________________
JEST! Napisałam ; - ;
Nie jestem z tego zbyt zadowolona, ale cóż ;____;
Znów musieliście tak długo czekać, za co bardzo serdecznie przepraszam. Właściwie już we wtorek miałam wymyśloną koncepcję na następne części, ale we wtorek nie miałam czasu ich napisać, bo po południu mam korki ; - ; W środę rano gruchnęła wieść o tym, że Paul będzie miał koncert w Polsce i cały wieczór siedziałam i czytałam o tym, w czwartek moja klasa robiła skecz napisany przeze mnie na Dzień Wagarowicza, miałam straszny stres i na niczym się skupić, więc postanowiłam napisać coś w weekend, gdy już będzie po wszystkim i  gdy będę wiedziała, czy jadę na Paula. Kiedy tata napisał mi SMS-a, że kupił bilety... był pisk na całą halę XD Wczoraj przedświąteczne sprzątanie, więc piszę dzisiaj, w przerwie między kościołem a robieniem projektu na WOS ; - ;
PS. Kto z was jedzie na koncert? *u*
PS2. Dziękuję za tyyyyyle komentarzy! *_* 



sobota, 2 marca 2013

Ringuniowi zdarzyło sie myśleć, cz. 4 - Dziwaczny człowiek

Coś było nie tak. Nie wiedziałem dokładnie dlaczego tak było, ale... Spojrzałem na moich kolegów i zauważyłem, że mają nietęgie miny.
- Coś jest nie tak. - Stwierdził Paul, rozglądając się dookoła. George badawczo przyglądał się drzewom dookoła.
- Ewidentnie. - Potaknął John. - Ale chodźmy już do domu*, bo umieram z głodu! W dodatku muszę nakarmić kota.
- Dbasz o Elvisa bardziej, niż o siebie samego... - Westchnął nasz basista i skierował się w stronę samochodu. Ale samochodu... nie było. - Dałbym głowę, że parkowaliśmy tutaj.
- Ktoś ukradł nam samochód! - John zaczął chodzić w kółko i wykrzykiwać jakieś przekleństwa. Rozejrzałem się jeszcze raz. Wszystko wydawało się jakieś takie... starsze, bardziej zniszczone. Szum dobiegający z ulicy był inny, niż ten, który słyszałem rano...
Nagle na parking wjechało srebrne coś. Wyglądało jak statek kosmiczny, ale jednocześnie było znajome. Pojazd był czterodrzwiowy, miał szybę z przodu i cztery koła.
- To jest auto! - Gwizdnął Georgie. - Jakieś dziwaczne, może nowoczesny projekt?
Mruknąłem coś niewyraźnie i wbiłem wzrok w pojazd. Zatrzymał się z gracją na jednym z miejsc parkingowych, a po chwili ze środka wyszła młoda dziewczyna, dość zaabsorbowana chowaniem kluczy w dużej torebce. Kobieta wyglądała tak dziwnie, jak jej pojazd. Miała na sobie wąskie rurki (od kiedy dziewczęta noszą rurki?!) z niebieskiego dżinsu, tenisówki z gwiazdką na boku i wielką torebkę. Najdziwniejsza jednak była jej bluzka, która wyglądała jak męska koszulka.
- Moda aż tak się zmieniła od rana? - Zapytał półgębkiem Georgie. Cała nasza czwórka patrzyła na dziewczę w oniemieniu. Chyba poczuła na sobie nasz wzrok, bo zaprzestała grzebania w torbie i spojrzała na nas. Jej piwne oczy zrobiły się nienaturalnie wielkie, a ręka powędrowała do gardła. Rozpoznała nas! Nie była więc żadną kosmitką, tylko normalnym człowiekiem. Zamrugała dwa razy i osunęła się na ziemię. Paul zaklął i pośpieszył dziewczynie na ratunek, a my pobiegliśmy za nim. Po trzech czy czterech minutach udało nam się ją jakoś ocucić. Spojrzała na nas.
Spotykamy się z różnymi reakcjami - zazwyczaj dziewczyny, które nas spotykają, patrzą na nas z zachwytem. Miłością. Podziwem. Czasami nawet z nabożną czcią...
Ale ta dziewczyna wpatrywała się w nas oczyma pełnymi przerażenia.
- Coś się stało? - Zapytałem z niepokojem, łapiąc ją za rękę z zamiarem zbadania pulsu.
- MY się staliśmy, Ringo! - Rzekł ze złością John. - Trzeba było uciekać, gdy tylko to coś się tu pojawiło.
- To nie jest wina Ringo, nie krzycz na niego! - Powiedział George pod nosem.
- A co, wina Winstona? Winstonku, nie przejmuj się...
- Ciiiiiicho! - Prychnął Paul, po czym zwrócił się do dziewczyny. - Wszystko w porządku?
- Z-ze zdrowiem fizycznym chyba tak. - Powiedziała cicho. - Gorzej z wszystkim innym. C-co... Wy wyglądacie dokładnie jak Beatlesi... Ale to niemożliwe, niemożliwe!
- Dlaczego niemożliwe? - Zdziwiłem się. Przecież często nas można spotkać w okolicach Abbey Road.
- Przecież zespół The Beatles rozpadł się 43 lata temu!
_______________________________________________
Wiem, że krótkie, ale chcę zbudować napięcie - haha! Wredna Gienia jest wredna :3
Dziękuję wam bardzobardzobardzobardzo za wszystkie komentarze! Jest ich dziewięć... DZIEWIĘĆ! *U* To rekord. Serce mi rośnie, jak na to patrzę. Jesteście super ^ ^
Kolejne notki będą pojawiać się raczej niezbyt regularnie - mam teraz duużo pracy ; - ; Jeśli chcecie wiedzieć, co tam u mnie, to zapraszam na mojego pamiętnikowego bloga.
Rzegnaicie :3
PS: Znów uniżenie proszę o komentarze *____________* oraz o wskazanie mi błędów, jeżeli takowe się pojawiły.