- Takuma! - Shindy usiłował krzyknąć, jednak z jego gardła wydało się tylko chiche chrząknięcie. Takuma natychmias spojrzał w stronę wokalisty, i jego twarz opromienił uśmiech. Nawet jego oczy były radosne, porzucając swoje zwyczajne, zimne spojrzenie.
- Szyndzia*! - znajda wstała i podeszła do przyjaciela, który z radości nie zwrócił uwagi na to, że Takuma użył znienawidzonego przez niego przezwiska.
- Powiedz, co się stało? Jak się tu dostałeś?
- N-no... To było tak... Dostałem SMS z nieznanego numeru. Był podpisany twoim pełnym nazwiskiem, a mało kto je zna, wiec uwierzyłem, że ty go wysłałeś... Nie pamiętam dokładnie treści, ale chodziło o to, że mam natychmiast przyjść na próbę, bo inaczej wylatuję i że na przyjście mam godzinę, no to umyłem tylko zęby i natychmiast wyruszyłem. Gdy byłem już w korytarzu koło łazienek nagle ktoś mnie szarpnął. Dalej pamiętam tylko tyle, że obudziłem się tutaj, a później natychmiast znów zasnąłem. Martwi mnie to, że gdzieś zapodziałem swojego misia...
- Jeśli się stąd wydostaniemy, to gwarantuję ci, że go odzyskasz - westchnął Shindy - ciekawe, dlaczego reszta jeszcze śpi.
- Nie wiem dokładnie... ale sądzę, że po prostu masz najmocniejszą głowę... Kiyozumi pewnie też niedługo się obudzi, bo jest najcięższy. - Stwierdził Takuma. Shindy streścił mu całą akcję poszukiwawczą, a w trakcie jego monologu zbudził się najpierw Kiyo, a później cała reszta zespołu.
- Zadzwońcie do tego klubu i powiedzcie, że znaleźliśmy Takusia i że jutro wystąpimy. Aha, najlepiej powiedzcie też, że ci idioci z bubla nas porwali - powiedział Masatoshi - kto z was ma przy sobie komórkę? Zostawiłem swoją u nas.
- Yoichi i ja też.
- Nie wziąłem telefonu z domu.
- Mam prawie rozładowany, ale może jeden telefon uda mi się wykonać. Jest tu zasięg. - Wokalista wystukał numer na klawiaturze.
- Całe szczęście! - Westchnął Takuma. - Chyba dopadło mnie jakieś przeziębienie...Strasznie zmarzł mi...
- Dzień dobry, mówi Shindy z Anli Pollicino.Tak, wystąpimy jutro w.. Halo? Halo? Nie wierzę... Rozładowała się! - Zrozpaczony Shindy schował twarz w dłoniach.
- Co teraz zrobimy? Jeśli się nie wydostaniemy, to nie wystąpimy w klubie. Jesli nie wystąpmimy w klubie, już wiecej nas tam nie zaproszą. Czyli możemy się pożegnać z dużymi koncertami i nowymi sponsorami! - Jęknął Kiyo.
- Co tam sponsorzy...może nigdy stąd nie wyjdziemy.. Zginiemy z głodu i pragnienia... Albo zaczniemy się nawzajem zjadać... - Yoichi usiłował zrobić groźną minę, ale jego urocza pucołowata twarz nie nadawała się to tego typu zabiegów.
- Taaak? No to najpierw zjemy ciebie, jesteś najmniejszy i najsłabszy - rzekł z sarkazmem Takuma.
- Co robimy? Tu nie ma nic, przez co można by uciec. Są tylko pudła z nowym singlem bubli - Masatoshi otworzył jeden z kartonów** i wyjął płytę - możemy się nimi żywić, ale myślę, że będą słodkie i mdłe w smaku.
- W jakiej części budynku jesteśmy? To znaczy: możemy być w piwnicy Bubble, ale równie dobrze to może byś skąłdzik na ich piętrze. - Rzekł Takuma, skubiąc rąbek swojej piżamy.
- Zginiemy z braku światła, a nasze szkielety pozostaną tu na wieki - powiedział poważnie Yoichi. Drugi z gitarzystów przyjrzał sie mu ze zdziwieniem.
- Wypił pół litra alkoholu i zjadł kilka kostek mydła, a pewnie ten środek nasenny też mu trochę zaszkodził - wytłumaczył przyjaciela Masatoshi.
- Rozumiem. Chyba...
- Ciesz się, że już nie cytuje Paulo Coelho, albo jeszcze innych mądrych ludzi.
- Paulo jest nadal moim mistrzem... Nigdy nie zrozumiecie miłości, jaką go darzę! - Oburzył się Yoichi.
- Nawet nie próbujemy.
Nagle coś zachrobotało i otworzyły się ciężkie, metalowe drzwi. Shindy wyciągnął szyję, aby dojrzeć, co sie za nimi znajduje, ale te natychmiast się zamknęły. Dimitrij, który wszedł do pomieszczenia zaśmiał się złośliwie i usiadł na małym, składanym krzesełku. Mebelek cudem chyba nie rozpłaszczył się pod ciężarem olbrzyma.
- Mam pilnować. - Chrypnął, wyciągnął ze skórzanej torby bułkę z szynką i zaczął ją konsumować.
- Dimitrij... Wypuść nas - powiedział błagalnie Masatoshi, ale ochroniarz tylko znów się zaśmiał.
Członkowie Anli Pollicino przycisnęli się do siebie i szepcząc zaczęli dyskutować.
- Nie przekonamy go - stwierdził zrezygnowany Takuma.
- Nie ma szans - dodał Shindy.
- Prze...kichane - westchnął Masa. Yoichi machnął ręką, podszedł do Dimitrija i usiadł na kartonie stojącym przed nim.
- Skąd pochodzisz? - Zapytał ochroniarza. Tamten nieco zdziwił się, ale odpowiedział na pytanie.
- Urodziłem się w Moskwie.
- Jak długo pan tu mieszka?
- Odkąd się ożeniłem. 20 lat.
- Ma pan dzieci?
- Dwa dzieci. Teraz dorosłe. - Uśmiechnął się bodyguard z rozrzewnieniem. Pozostała czwórka patrzyła w osłupieniu na tę wymianę zdań.
- Pewnie miały szczęśliwe dziecństwo.
- O, tak. - Dimitrij uśmiechnął się jeszcze szerzej, za to Yoichi westchnął teatralnie.
- Też chciałbym takie mieć. A-ale nie było mi dane...
- Dlaczego?
- Tata był marynarzem... Bywał w domu raz w roku na kilka dni. A mama miała kochanka i tylko czasami zwracała na mnie uwagę. Nie kochali mnie. - Gitarzysta pociągnął nosem. Ochroniarz spojrzał na niego ze współczuciem i wyciągnął ze swojej torby butelkę.
- To straszne...
- Tak... W dodatku moja mama i babcia ciągle myślały, że jestem dziewczynką. Nie dostawałem co zabawy autek tylko lalki i kucyki pony. Babcia zapisała mnie na balet... Musiałem tańczyć w szkolnym przedstawieniu w różowej spódniczce.
- Okropne! - Poruszony ochroniarz pociagnął zdrowo ze swojej butelki i czknął.
- Co on wygaduje? Przecież każdy by się zorientował, że zmyśla... - Szepnął Takuma do trójki kolegów, jednak oni tylko go uciszyli.
- A gdy miałem trzynaście lat przygarnąłem do siebie pieska. Małego ślicznego pieska. - Yoichi znów zaczął pociągać nosem. Dimitrij zdążył opróżnić już połowę butelki. - Piesek bardzo kochał mnie, a ja kochałem mojego pieska.
- Ojoj!
- Ale pewnego dnia pieska potrącił listonosz, jadący na hulajnodze... Nie udało się go uratować, już nic nie mogłem zrobić...
- P-przestań... - Ochroniarz zbladł i również zaczął pociągać nosem.
- Ten piesek był jedyną istotą, która w dzieciństwie mnie kochała. - Chlipnął gitarzysta.
- Nie-e..! - Jęknął wielki człowiek, a po jego policzkach stoczyły się łzy. Wypił kilka ostatnich łyków swojego trunku po czym przyciągnął do siebie głowę Yoichiego niemal ją miażdżąc. - Biedny chłopczyk! Biedny, biedny chłopczyk!
- Mógłby mnie pan puścić? - Wydusił z wnętrza uścisku "biedny chłopczyk". Dimitrij puścił go, a Yoichi z ulgą otarł twarz z jego łez i glutów.
- Biedne dzieci! Żebyście byli biedni ja nie chcę! Wypuszczę was, ale cicho być musicie. Tu macie klucz, dalej otworzycie nim sobie - zwrócił się do nich beksa. Chłopcy z niedowierzaniem patrzyli, jak otwiera drzwi i przykłada palec do ust. Cała piątka po cichu wyszła z pułapki.
- Udało ci się! - Kiyozumi z niedowierzanie popatrzył na Yoichiego. Znajdowali się teraz w pustej różowej sali. Zaczęli skradać się do drzwi. Gdy Takuma już położył rękę na klamce, nagle jeden z foteli odwrócił się, ukazując siedzącego w nim Ronalda.
- No, no... Chyba będę musiał poważnie porozmawiać z Dimitrijem.- Brzydal powoli zaczął podnosić się z miejsca.
- Jest bardzo miły - rzucił oschle Shindy.
- Jest mięczakiem, tak jak ty, Sierotko Shindysiu.
- Nie nazywaj go tak! - Warknął Kiyo.
- Ktoś prosił cię o zdanie, panie Kiyo-nikt-mnie-nie-kocha-zumi? - Ronaldo zaśmiał się i postąpił o krok naprzód.
- My go kochamy! To ciebie wszyscy nienawidzą. Mają cię dość. Nie widzisz, że jesteś obrzydliwy i odpychający? - Zapytał Takuma. Ta uwaga wyraźnie rozzłościła przyzwyczajonego do uwielbienia różowego wokalistę.
- Wprawdzie dziesięć minut temu odprawiłem Borisa do domu, ale on zawsze zatrzymuje się w kawiarence na drugim korytarzu. Gdy go wezwę, przybędzie natychmiast. Nie macie jak uciec.- Ronaldo wyjął telefon z zamiarem wykonania telefonu do drugiego ochroniarza, gdy nagle coś świsnęło mu koło ucha - to Masatoshi rzucił w niego jedną z płyt podwędzonych z piwnicy. Basista dał kumplom i po chwili w powietrzu zaroiło się od latających płyt. W czasie, w którym koledzy atakowali, Yoichi otwierał drzwi kluczem Dimitrija. Ronaldo rzucił się w bok, próbując dostać się do gitarzysty, ale uniemożliwił mu to Kiyozumi, celując singlowym pociskiem prosto między jego nogi. Wokalista Bubble jęknął z bólu i padł na kolana, a jego zakładnicy czym prędzej wydostali się z pomieszczenia i zamknęli je z drugiej strony na klucz. Cała piątka rzuciła się biegiem do schodów, a kilka minut później zaryglowała się bezpiecznie w swojej sali. Chłopcy padli na krzesła. Takuma przytulił do siebie pluszowego misia.
- To był ciężki dzień... - Westchnął Kiyozumi.
- Zdecydowanie. - Przytaknął Shindy, a Masa kiwnął głową, stukająć jednocześnie w swoją komórkę.
- "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". - Podsumował Yoichi, zanim zasnął, a jego głowa opadła na ramię Shindy'ego.
KONIEC
______________________________________________________________________
*Fffybacz, Rołzałke xD
** Karton - san! xDD
No. Czyli to już koniec...
Teraz powinnam powiedzieć kilka wzniosłych słów.
Ale tego nie zrobię xD
Powiem tylko: DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM CZYTELNIKOM! Tym, którym się podobało, i tym, którym mniej.
Kurczę, trochę dziwnie się czuję. Zżyłam się z tym opowiadaniem :3
Jeszcze tu wrócę!
Na poRZegnanie łapcie ślub Yoichiego i Barona :3
Rzegnaicie :33
Daruję Ci użycie tych kilku znienawidzonych przeze mnie słów XD
OdpowiedzUsuńZ całego FF postać Yo1 wyszła Ci najlepiej (*^*)
Ho, ho~
OdpowiedzUsuńTradycyjnie, na początku wypomnę jakąś literówkę.. O, tu - "stukająć". Druga linijka od dołu, bodajże. Nic więcej nie rzuciło mi się w oczy.
Bez tego nie byłabym sobą >u<
Part świetny. Kiedy następny FF? Musi być, bo ja tak chcę. Ot, co. I masz ode mnie zakaz przechodzenia jakichkolwiek depresji, antywen, zespołu nagłego braku pomysłów. Ja jak chcę to potrafię być straszna. Zwłaszcza, że nie można już znaleźć truskawek, a osoby gwałtownie odstawione od swojego narkotyku stają się, wiesz, trochę nerwowe... >w<
Nika: Hej, BeatleStarr *macha do niej*
OdpowiedzUsuńWszyscy: Cześć!
N: Co wy tu robicie?
Yoichi: Będziemy komentować z tobą rozdział.
N: =.= No dobra...
Wszysyc: Jee!
N: Shindy, Kenzo z wami nie ma?
Shindy: Nie, ta wołowa dupa poszła do sklepu po ziemniaki.
N: To dobrze przynajmniej nie będziecie się kłócić. Ostrzegam Cię, Gienia, że jestem przeziębiona, więc może to wpłynąć negatywnie na komentarz. Aha, uprzedzam, że to będzie długie. Zaczynamy!
S: Budzę się.
Tatsuro: To wszystko? Od razu widać, że nie masz wprawy w komentowaniu, dzieciaku. Zróbcie miejsce dla bossa. *przepycha się w kierunku laptopa*
Takuma: Shindy myli mnie z tobołkiem. To są jakieś kpiny.
Tatsu: Siedź cicho, gówniarzu. Boss komentuje.
Masatoshi: Shindy jest taką ofiarą, że nawet sam nie umie podnieść swojej dupy.
S: Chciałem wstać, ale nie mogłem, no! >.< Jeśli się jeszcze nie zorientowałeś, jakieś grubasy dały nam przez łeb. Weź spróbuj się po czymś takim ochoczo podnieść, mądralo. Za to ja budzę się pierwszy! *dumny*
Taku: "Takuma! - Shindy usiłował krzyknąć, jednak z jego gardła wydało się tylko chiche chrząknięcie." - o, już nie jestem dla niego tylko tobołkiem, podniósł mnie do rangi człowieka.
M: Czy ja wiem, czy człowieka. Według mnie Takuma to idealne imię dla kota.
Taku: =.=
S: "Szyndzia"?! Zabiję cię, gnoju! *goni Takumę po całym mieszkaniu*
N: "Był podpisany twoim pełnym nazwiskiem, a mało kto je zna, wiec uwierzyłem, że ty go wysłałeś" - właśnie, Shindy, zdradź mi wreszcie swoje nazwisko. Nie mogę mieszkać pod jednym dachem z nieznajomym.
M: "no to umyłem tylko zęby i natychmiast wyruszyłem" - takim zjebem umie być tylko Takuma. Wyjść z chaty w piżamie... __.__||
Kiyozumi: Dobrze, że przynajmniej zęby umył.
*Takuma i Shindy wracają*
Taku: Ej, ja myję zęby, nie to co Shindy. A potem jęczy na swoim blogu, że go zęby bolą.
M: "Martwi mnie to, że gdzieś zapodziałem swojego misia" - człowieku, ci psychole nas porwali, a ciebie obchodzi tylko jakiś miś?!
K: "Kiyozumi pewnie też niedługo się obudzi, bo jest najcięższy" *Kiyo sprawdza swój brzuszek*
Taku: No co? Taka prawda.
K: >.<
Taku: "zbudził się najpierw Kiyo" Ha! Wiedziałem! Grubasy zawsze pierwsze się podnoszą.
*Kiyozumi szuka w Internecie diety*
M: Ej, Kiyozumi, nie przejmuj się debilem. Ja tam lubię twoją figurę. Jest co przytulić.
K: ^^
S: Oczywiście, jako jedyny użyłem mózgu i wziąłem ze sobą telefon. Co wy byście beze mnie zrobili?
Y: Na pewno wiele zajebistych rzeczy.
S: Nikt cię nie pytał o zdanie. =.=
Y: Twój telefon i tak okazuje się być do dupy - rozładowuje się w najgorszym momencie.
N: A mi się zrobiło żal Shindy'ego jak tak ukrył tę swoją piękną twarzyczkę w łapkach. ^^ Biedny Shin-chan. *głaszcze Shina po główce*
Wszyscy: o.O
K: Yoichi jak zawsze pieprzy bzdury.
Y: Że niby ja mam pucołowatą twarz? O, autorko, nagrabiłaś sobie, moja droga. To Kiyo jest zespołowym grubasem nie ja.
K: Nie jestem grubasem! A z ciebie jest zespołowy idiota!
Y: To ty jesteś idiotą, cwelu.
N: Chłopaki, dość! Komentujemy dalej.
Taku: Tylko Masatoshi jest w stanie wpaść na pomysł żywienia się płytami.
M: =.=
Hiroto: "Nigdy nie zrozumiecie miłości, jaką go darzę!" - fuj, gej!
Wszyscy: Hiroto... __.__||
Tatsu: A tak poza tym, to wypierdalaj stąd. To literatura dla dojrzałych.
H: Jestem dojrzały! Gdybym był niedojrzały, byłbym zielony.
Tatsu: O.O Powiedziałem, że masz się wynosić, gówniarzu!
OdpowiedzUsuńK: "wyciągnął ze skórzanej torby bułkę z szynką i zaczął ją konsumować" - nawet się świnia nie podzieli.
Y: W twoim wypadku jeszcze więcej jedzenia jedynie ci zaszkodzi.
K: A w mordę chcesz?
Y: Cicho, teraz ja wkraczam do akcji. W mojej głowie już układa się plan przechytrzenia ochroniarza. Przebiegły Yoichi jest przebiegły. Hahaha!
K: W twojej głowie nie znajduje się nic poza fistaszkiem, który służy ci za mózg. "W dodatku moja mama i babcia ciągle myślały, że jestem dziewczynką." - no ja się nie dziwię, też nie widzę żadnej różnicy.
Y: Chcesz zginąć? "Co on wygaduje? Przecież każdy by się zorientował, że zmyśla... - Szepnął Takuma do trójki kolegów" - Takuma, wszystko zjebiesz, cwelu!
T: Sam jesteś cwelem!
N: Historia o piesku wymiata! xD
M: Ej, ja normalnie do pracy dojeżdżam hulajnogą. =.= Czego chcecie od tego pożytecznego środka transportu?
Y: I takim oto sposobem, zostaję bohaterem. Chyba napiszę o tym książkę...
Wszyscy: Nie!
Y: Nie znacie się na sztuce.
S: Oczywiście, nic nie może się zawsze do końca udać, ponieważ ten pajac siedzi w pokoju obok i nas zauważa. On nazwał mnie mięczakiem? *na główce Shina wyskakuje pulsik* Jak ja mu zaraz przypierdolę! *zakasał rękawy*
Taku: Siadaj na dupie! *ciągnie go na krzesło*
M: Tym razem to ja nas ratuję. Rzucam w niego jego własną płytą!
S: Pozostaje tylko pytanie: po jaką cholerę ty ją stamtąd wziąłeś?
M: Ym... No... A czy to ważne? Ważne, że się przydała.
Y: "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" - no i powiedzcie: czy ja nie jestem zajebisty? Na wszystko znajdę odpowiednie słowa.
Wszyscy: ... Nie.
S: "a jego głowa opadła na ramię Shindy'ego." - jeśli podczas snu mnie obślinisz, dostaniesz ode mnie w mordę. Czekamy na następne opowiadania,BeatleStarr. ;]
Tatsu: Tak, to opowiadanie było zajebiste. Chociaż miało jedną wadę - nie było w nim mnie.
Ruki: A kto by chciał o tobie czytać? Ja żałuję, że nie było w nim seksu...
N: A ja żałuję, że miało tylko pięć partów. :c No nic. Czekamy na więcej. Dziękuję, że mogłam to przeczytać. ^^ Do zobaczenia. ;*