poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Ringuniowi zdarzyło się myśleć, cz. 10. - Swaggerzy i hipsterzy.

·          Miało być siódmego, ale napisałam już teraz, więc wrzucam. A na roczek postaram się wymyślić coś speszyl. XD
Miłego czytania ;3
_ _______
Zabębniłem palcami w kratkę przewodu wentylacyjnego, niestety nie od tej strony, od której życzyłbym sobie w ową kratkę bębnić. Chociaż właściwie w ogóle pewnie nie przyszłoby mi na myśl stukanie w ten przedmiot, gdyby nie położenie, w jakim się teraz znalazłem. Ale teraz…  Przewody wentylacyjne to jedyne miejsce w całym budynku, w który  nie ma tej chorej psychicznie kobiety. Od kilku tygodni Harriet i jej przyjaciółki są wszędzie. Obstawiają każde wejście do budynku, każdą windę… Na szczęście jeszcze nie pomyślały o tym, że ktoś może poruszać się wentylacją. To trochę trudne, bo nie ma żadnych drabinek i do wspinania się po pionowych ścianach muszę używać przepychaczy do toalet przerobionych na nieco bardziej mobilne przyssawki.
- Ringo, ty mały szczurku. – Zaśmiał się Paul. Jego twarz trochę zasłaniał mi plastik, ale i tak domyślałem się tego, że ma szyderczą minę.
- Nie śmiej się z tego biedaka, to przecież nie jego wina. To Winston tak działa na starsze  panie. – Powiedział  John, odrywając się od kupionego na raty laptopa z 2004 roku. – A teraz cicho, bo oglądam. – Wepchnął małe słuchawki głębiej do uszu po czym wrócił do kontemplacji migającego na kolorowo ekranu.
- Ktoś mi może podstawi krzesło, czy będziecie sobie tak gawędzić do samej północy? – Zapytałem, przy okazji zjadając trochę kurzu. To danie raczej nie znalazłoby się w najnowszej książce kucharskiej Nigelli Lawson…
- Już, już. – Paul z ociąganiem oderwał się od zdezelowanego iPhone’a znalezionego na śmietniku, przesunął krzesło i otworzył  plastikowe drzwiczki. Przekręciłem się trochę w przewodzie (całe szczęście to stare budownictwo i są one dosyć szerokie) i wypadłem wprost ze ściany, pół metra od krzesła. Załkałem, jednakże nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Z westchnieniem podniosłem się z podłogi tylko po to, by przycupnąć na niezbyt świeżym już łóżku. Pożyczyłem sobie od An trochę jej starych książek, które teraz systematycznie czytam w zaciszu pościeli pachnącej bynajmniej nie fiołkami.
Właśnie byłem w połowie trzeciej części „Pamiętnika Księżniczki”, gdy w pokoju zapanowało dziwne poruszenie.
Paul, ubrany w czerwoną, luźną bluzę z napisem LOL, miętowe rurki i bordowe vansy właśnie nakładał czapeczkę bejsbolową (w nadrukowane litery OBEY) na nową, przypominającą hełm fryzurę (fryz nie był dziełem Anny, ale prezentował się równie żałośnie, jak jej dzieła), gdy George prychnął tak głośno, że aż żarówka zadrgała niebezpiecznie pod sufitem.
- Co za mainstream. – Mruknął zaczepnie prychający w stronę Paula. – Zero oryginalności. Brak gustu.  Powielasz to, co robią inni.
- Co proszę? – Paul poczerwieniał i zmarszczył groźnie brwi. – Masz coś do mojej stylówy?
- Tak, to, że nie ma w niej ani grama alternatywnej i ironicznej oryginalności. – George wstał, poprawił ogromne okulary zerówki, które już po chwili i tak zjechały mu na koniec nosa, i z pozą godną profesora uniwersytetu przeszedł się po mieszkaniu. Jako, że miał na sobie ciemnoniebieskie jeansowe spodnie z krokiem w okolicach kolan, ciasno zaś upięte na łydkach, nie poruszał się zbyt pewnie. Rozpięty szaro-biały pulowerek w małe deltoidy , za duży o co najmniej trzy rozmiary, kontrastował krojem z ciasnym, łososiowym t-shirtem z głębokim dekoltem w serek. Koszulkę gitarzysta ukradł kilka dni temu z szafy Anny.  George był nieco spocony, gdyż pomimo wysokiej temperatury nosił na szyki gruby szalik z barwionej na seledynowo wełny, a na jego stopach tkwiły buty do jazdy konnej.
- Tak? – Paul z każdą sekundą był coraz bardziej oburzony.
- Ależ oczywiście. Robisz to, co inni, myślisz jak inni i nie masz własnego zdania. Mainstream. -  Harrison wygiął szyję w dziwny sposób i podparł podbródek kciukiem.
- Ja nie mam własnego zdania? Ja? Mam własne zdanie, dlatego prowadzę bloga, JamesSwaggyVintageYOLOLansHajsSięZgadzaBlog”, jednego z najpopularniejszych blogów w Internecie! – Oburzył się Macca. – Właśnie, John, musisz mi udostępnić komputer, bo muszę dodać specjalny wpis z okazji zdobycia drugiego obserwatora.
- Nie. – Powiedział John, nerwowo mnąc róg niezmienianej od trzech dni koszuli i nadal wgapiając się w popękany nieco ekran. – Mam zamiar spędzić cały urlop na oglądaniu „Czarodziejki z Księżyca”.
- Ale Jooohn! – Jęknął Paul, na co George uśmiechnął się z wyższością i podrapał się rozkosznie po zaroście.
- Jesteś bardzo osamotniony w tym całym blogowaniu, kolego. – Rzucił w stronę basisty.
- Cicho.
- Ciekawe, jak zareaguje Jane, widząc cię w tych rozciągniętych ciuchach. – Georgie bardzo podszkolił się w prychaniu, odkąd chodzi na zebrania Anonimowych Hipsterzyków.
- Jane podobałbym się nawet w pedalskim różowiusim t-shircie. – Paul wymownie spojrzał na ubranie kolegi.
- To jest łososiowy, bardzo męski! – Bronił się gitarzysta.
- Brianowi na pewno się spodoba. – Powiedział złośliwie Paul. – Ale co powie Pattie?
- Księżycowy diademie, działaj! – Wydarł się nagle John, sprawiając, że cała nasza trójka podskoczyła pół metra w górę.
- Mam dosyć tego mainstreamu, idę do Starbucksa! – Oznajmił George i wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami.
* * *
Gdy następnego dnia rano George’a wciąż nie było, nawet Paul zaczął się niepokoić. John co chwila  rzucał niespokojne spojrzenia na drzwi, przez co zupełnie nie mógł skupić się na pojedynku Usagi z innymi czarodziejkami w odcinku 43. Próbowałem przeczekać czas do powrotu gitarzysty czytając, jednak szło mi opornie.
- Nie wiem w końcu, czy Mia będzie miała dziecko ze swoją babką sprzedającą kołpaki, czy może jest zakochana w swoim nauczycielu matematyki, który chodzi z geniuszem komputerowym mającym włosy między palcami jak hobbit i księżną wdową z Genowii jednocześnie.  – Powiedziałem znużony, odkładając książkę na stosik.
- A ja mam tylko pięć powiadomień na facebooku i zaledwie 26 pytań na Asku. – Paul wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. – Fejm mi spada, odkąd dowiedzieli się, że moje buty Vans to chińska podróbka produkowana przez firmę TaniLans.
Siedzieliśmy przez kilka chwil pogrążeni w zadumie, gdy nagle drzwi się otwarły. Nie stanął w nich jednak George, tylko Anna. Miała rozwiane włosy i bluzkę ubraną tył na przód.
- Właśnie dzwonił do mnie z budki telefonicznej George. – Wydyszała od progu. – Uciekł do cyrku i od jutra ma zacząć występy jako sobowtór Kim Kardashian.

John wysyczał wiązankę japońskich przekleństw. 
_________________________________________________
Ostatnia część była tragiczna, przyznacie to sami. Mam nadzieję, że ta jest chociaż odrobinę lepsza... Chociaż wątpię. 
Będę żebrakiem i poproszę o komentarze. Nawet nie wiecie, jak bardzo to motywuje! T-to znaczy nie, nie żebranie motywuje, tylko komentarze motywują... Także tego... ^ ^"
PATRZCIE, PAUL! 

5 komentarzy:

  1. Masz wielki talent pisarski

    OdpowiedzUsuń
  2. według mnie najdziwniejsza część ale całkkem ciekawa. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne jak zwykle!
    Czygan

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam Cię kochana o kontynuację! Tak mnie wciągnęły te miniaturki... Na prawdę, świetnie piszesz! Pozdr. Maria.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tylko będę miała trochę czasu, to coś napiszę ;3 Ostatnio zaniedbuję bloga, no ale wstawanie o 5 rano, szkoła, powrót do domu około 16 - 17 i nauka dają mi się we znaki, soo... nie wiem, kiedy będzie następna część ;-;

      Usuń

N-no czeeść *u*