wtorek, 7 maja 2013

Ringuniowi zdarzyło się myśleć, cz. 7. - Co dalej?

- Zbłaźniliśmy się. - Powiedział zniesmaczony John, jednocześnie wskakując na kanapę w mieszkaniu Anny.
- Nie da się ukryć. - Mruknąłem, ściągając marynarkę  w kwiatki. George i Paul weszli za mną do pomieszczenia. Anna jakąś minutę temu wpadła do domu jak burza i teraz z jej pokoju dochodziła głośna szamotanina.
- Co ona tam robi? Mało mnie nie zabiła drzwiami przy wchodzeniu. - John zmarszczył brwi i zapukał w ścianę, za którą znajdowała się sypialnia dziewczyny. Hałas na chwilę ustał, jednak po sekundzie lub dwóch powrócił ze zdwojoną siłą.
- Może próbuje zbudować bombę? - Myślał na głos George. - Chociaż nie, to za trudne dla dziewczyny.
- Męski szowinista! - Niespodziewanie w pokoju pojawiła się Anna. W rękach dźwigała stos gazet, niewiele mniejszy od tego, który był w salonojadalniokuchni.
- Czekaj, nie udźwigniesz tego, pomogę ci... - George już wstawał z fotela, jednak napotkawszy morderczy wzrok gospodyni usiadł i zapadł się głęboko w siedzenie. Anna nie znała dobrze naszego gitarzysty i nie wiedziała, że jego słowa płyną ze szczerej chęci pomocy niewieście w potrzebie, a nie z pragnienia podkreślenia słabości kobiety jako istoty... No, nieważne. Dziewczyna wręcz rzuciła papierami na stół i jeszcze raz zmroziła George'a spojrzeniem, po czym odchrząknęła i rozpoczęła przemowę.
- Opowiedziałam o waszym przypadku... przeniesienia się w czasie z moim znajomym naukowcem. Obiecał, że spotka się z wami w najbliższych dniach i spróbuje coś poradzić, jednakże uświadomił mi, że trochę to wszystko potrwa, więc póki co zostaniecie w Londynie z 2013. Może przez tydzień, może przez miesiąc, może przez rok... W każdym razie musicie tu żyć, a ja nie zarabiam w EMI kokosów, w dodatku studiuję. Nie mam też warunków na trzymanie tu czterech facetów...
- Jakbyśmy byli jakimś bydłem. - Szepnął z rozdrażnieniem John. Anna udała, że tego nie słyszy i kontynuowała swoją wypowiedź.
- ... tak więc zostaje wam tylko jedno... Musicie znaleźć jakąś pracę. Najlepiej taką, żebyście nie musieli podawać własnych nazwisk. Dorywczą.
- Ale przecież z takiej pracy nie zarobimy na mieszkanie. - Zauważył Paul.
- Znalazłam wam już lokum, na którego wynajem z pewnością wystarczy wam pieniędzy.
- Ekstra!
- No, to tyle. Ja teraz idę do pracy, wrócę wieczorem... Najlepiej nigdzie nie wychodźcie! Zamówiłam wam pizzę, zaraz powinna być. Już zapłaciłam przelewem. Starajcie się nie pokazywać za bardzo twarzy przy odbiorze. Jak wrócę, to macie mi pokazać oferty, które znaleźliście.
- W porządku, pani generał. - Powiedział kwaśno John, najbardziej z nas wszystkich zmęczony tą sytuacją. Nienawidził wszelkich ograniczeń, a uwięzienie w 2013 było chyba najgorszym z nich. Anna westchnęła głęboko, po chwili jednak uśmiechnęła się.
- Mam swoich idoli w domu, a zachowuję się jak zimna s... Zimna baba. - Zachichotała. Włożyła buty, pomachała nam i zniknęła w drzwiach. Przez kilka minut po jej wyjściu patrzyliśmy na siebie tępo, nie wiedząc co robić. Nie ruszyliśmy się nawet wtedy, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi.
 Paul pierwszy doszedł do siebie i wziął pierwszą lepszą gazetę. Z westchnieniem sięgnąłem do stosu a po chwili już wszyscy siedzieliśmy z nosami w gazetach.
- "Miła pani w dojrzałym wieku pozna młodego mężczyznę, który będzie jej dotrzymywał towarzystwa w zamian za pieniądze i drobne upominki". - Przeczytał John. - No to chyba mam pracę, nie?
- John, a czy ty wiesz, co to znaczy "w dojrzałym wieku" i "w zamian za pieniądze"? - Zapytał przyjaciele George.
- To oznacza tyle, że John będzie dziwkował jakiejś stulatce. - Stwierdził Paul. John warknął coś niewyraźnie i przewrócił stronę w gazecie.
- Ej, chłopaki, co to jest kebab? - Zapytał po chwili, wlepiając zdziwiony wzrok w papier.
- No chyba jakaś potrawa, coś mi się kojarzy. A co?
- "Zatrudnię do pracy w kebabie. Wynagrodzenie: cztery funty na godzinę". - Przeczytał. - Tylko jak można pracować w jedzeniu?
- Może kebab to nie jest jedzenie, tylko jakiś budynek? Może to jakieś nowe określenie na fabrykę? - Myślał głośno Paul.
- Mi się wydaje, że kebab to synonim od "dom publiczny". Coś mi się obiło o uszy... - Wtrącił George.
- Ale od kiedy w domu publicznym płacą na godziny?
- Może od 2013 roku.
- No tak. - Wróciliśmy do lektury ogłoszeń. Rzuciła mi się w oczy ogłoszenie w czarnej ramce.
- "Konserwacja powierzchni płaskich o podłożu nieutwardzonym". To coś ciekawego! - Rozentuzjazmowałem się, ale zgasił mnie Paul.
- Chodzi o grabienie, Ringo. Konserwator powierzchni płaskich o podłożu nieutwardzonym to ktoś, kto grabi liście z podwórka.
- Oh... - Zaczerwieniłem się i spojrzałem z powrotem na gazetę. - Bingo!
- Nie, ty jesteś Ringo, nie Bingo. - Basista spojrzał na mnie współczująco i poklepał mnie po ramieniu, po czym dodał ciszej  - Ten rok 2013 nie działa zbyt dobrze na naszego Richarda.
- To nie tak! Chodzi mi o to, że znalazłem idealną ofertę dla siebie.
- Dajesz, Bingo! - John zachęcił mnie do odczytania tekstu na głos (a przynajmniej wydawało mu się, że zachęcił...).
- "Przyjemna praca w domowym zaciszu - składanie długopisów. 50 pensów za złożenie jednej sztuki.". Idealnie!- Ucieszyłem się. Paul i George stwierdzili, że im także odpowiada taka praca, tylko John wolał zostać przy tajemniczo brzmiącym kebabie.
Resztę dnia spędziliśmy na grze w kółko-krzyżyk i spaniu gdzie popadnie. Gdy wieczorem wróciła Anna zastała mnie i George'e konsumujących zimną pizzę (po dwóch godzinach przypomnieliśmy sobie o niej - leżała na wycieraczce pod drzwiami, a przecież nie mogła się zmarnować, więc przynieśliśmy ją do środka), Paula czytającego jakieś babskie pisemko i  Johna śpiącego pod stolikiem do kawy.
- I jak? - Zapytała od progu - Znaleźliście pracę?
- Tak. Ja, George i Ringo będziemy składali długopisy, a John chce pracować w kebabie. Co to jest kebab?
- Takie mięso w bułce...
- On myśli, że to synonim od "burdel" i nie waż się wyprowadzać go z błędu. - Zaśmiał się Paul. Anna usiadła i przeczytała ofertę kebabu.
- O, świetnie, to zaraz pod domem! Właściwie to tuż pod moim oknem, tylko kilka pięter niżej, oczywiście. - Ucieszyła się. Cała nasza trójka (John wciąż chrapał pod stołem) rzuciła się do okna. Po spojrzeniu w dół zobaczyliśmy tylko biały prostokąt i metalowe coś do holowania.
- Więc ten kebab sprzedaje się w przyczepie?
- Zazwyczaj tak.
- John będzie zachwycony!
* * *
Druga noc spędzona na podłodze nie była już taka niewygodna. Dostaliśmy więcej materacy i znalazło się kilka dodatkowych poduszek. Rankiem czekały już na nas trzy pudła wypełnione częściami długopisów, a na Johna czerwone spodnie, biała koszula, fartuch w pionowe pasy i czerwono-biała czapeczka na głowę. Widząc to lekko się zdziwił.
- Dziwny strój jak na pomocnika alfonsa. - Zauważyła Anna, ledwo maskując śmiech. Paul posłał jej karcące spojrzenie, John jednak nie wyczuł w tym nic podejrzanego.
- To Paul ma dziwny strój. - Powiedział Lennon, patrząc na przyjaciela. Cóż, to był fakt. Mieliśmy ubrania pożyczone od starszego sąsiada naszej gospodyni, wykradzione z worka przeznaczonego dla Caritasu. Paul miał workowate, zielone spodnie i sweterek w kratę, George nosił powycierany łososiowy dres a ja byłem dumnym posiadaczem ogrodniczek i pomarańczowego golfa. Chociaż nasz ubiór i tak nie robi różnicy, bo pracujemy w domu.
- John, pamiętasz jak dojść? Wchodzi się przez tę budkę tam na dole. - Gospodyni nieznacznie wskazała głową na okno.
- Dziwne wejście do...
- A jak ktoś go pozna? - Zapytał nagle Paul.
- To raczej średnio możliwe. - Anna podniosła z szafki kartonową maskę przedstawiającą rysunkową twarz uśmiechniętego człowieczka. Miała wycięte dziurki na oczy a do głowy "mocowało" się ją na gumce.
- To logo tego kebabu. - Dziewczyna nieomal dusiła się ze śmiechu, my z resztą podobnie. - Takie są zasady, wszyscy pracownicy to noszą.
- Dziwny ten nowoczesny świat. - Mruknął John i powlókł przebrać się do łazienki. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi pokój aż drżał od cichego śmiechu.
- Cicho, idzie! - Pisnął George. Natychmiast twarze nam skamieniały i zastygliśmy w nienaturalnych pozach. John w całym tym stroju wyglądał komicznie. Nie wiem, jak udało nam się nie śmiać aż do momentu opuszczenia przez niego mieszkania trzydzieści sekund później. Później w szalonym wyścigu popędziliśmy do okna. Po kilku minutach zobaczyliśmy Johna wychodzącego z klatki. Pewnym krokiem podszedł do budki. Pomachał komuś. Tym kimś okazał się być właściciel budki z kebabem. Mężczyzna zaczął rozmawiać z Johnem. Mogliśmy się domyślić, że nasz kolega zwiesił tak ramiona i przygarbił się właśnie z powodu tej rozmowy. Odskoczyliśmy od okna i znów zaczęliśmy głośno się śmiać.
- Koniec tego dobrego. - Powiedziała w końcu Anna i spojrzała znacząco na pudła.
* *  *
- Zaraz odpadną mi ręce! - Jęknąłem. George złożył właśnie ostatni długopis, a Paul był w łazience i moczył obolałe palce pod zimną wodą. Nagle drzwi otworzyły się i stanął w nich John. Wyglądał jakby był zmęczony i jakiś taki... wymięty.
- Kebab to wcale nie dom publiczny. Kebab to jedzenie. - Powiedział kwaśno i rzucił się na fotel.
Byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy nawet siły się śmiać. Paul wrócił z łazienki, obdarzył nas krótkim spojrzeniem i położył się pod stolikiem do kawy.
- Tu jest nawet całkiem wygodnie. - Stwierdził.
Obudziło nas gwałtowne otwarcie drzwi. To Anna wróciła z pracy. Wstaliśmy na równe nogi i nerwowo spojrzeliśmy na nią.
- Nie opierniczamy się, tylko idziemy zwiedzać wasze nowe mieszkanie! - Powiedziała wesoło, wygrzebała z torby jakieś klucze po czym rzuciła ją na podłogę i nie czekając na nas wyszła na zewnętrzny korytarz. Wybiegliśmy za nią.
- Gdzie to jest?
- Oh, bardzo blisko! - Wykrzyknęła z radością. Zaprowadziła nas do windy i wcisnęła najwyższy przycisk.
- Penthouse! - Ucieszył się John. - Tylko ile to będzie kosztowało?
- Dziesięć funtów tygodniowo. - Odpowiedziała dziewczyna. Po chwili winda zatrzymała się, a my wypadliśmy na malutkim korytarzyku. Było tam tylko dwoje drzwi. Jedne były pomalowane na różowo, ale farba odchodziła z nich właściwie całymi płatami, ukazując lite drewno. Drugie drzwi były szare. Anna wręczyła nam kółko z dwoma kluczami. John otworzył szare drzwi i przekroczył próg, a my weszliśmy za nim.
Było to brudne, obskurne pomieszczenie pomalowane na biało. Po podłodze walało się mnóstwo starych gazet, papierów i różnych śmieci. Przy ścianach stały cztery łóżka pamiętające jeszcze chyba paleolit, na środku chybotał się stolik z za krótką nogą, a wszystko to przykrywała gruba kołdra kurzu. W pomieszczeniu nie było okien, oświetlała je tylko zwisająca smętnie z sufitu żarówka.
- No i masz swój penthouse, John. - Powiedziałem z głębokim westchnieniem.
- Za tymi różowymi drzwiami na klatce jest łazienka. - Powiedziała Anna. - Na jutro jesteście umówieni z profesorem. Przyjdę po was o ósmej.
__________________________________________________
Powróciłam z chałową częścią! Yay! XD
Nie będę się usprawiedliwiać z tej beznadziei... Po prostu wena poszła się paść. Talent, który i tak znajdował się w śladowych ilościach w moim organizmie, wyjechał do Korei Północnej. Smuteczeg ; ;
Uczę się piosenek z setlisty na pamięć! ^ ^
 ROZWALA MNIE TO XD Znalezione na Tumblr ^u^
Rzegnaicie :3

5 komentarzy:

  1. Dziwna ta Anna. Trzymała Beatlesów w domu i nawet nie próbowała ich zgwałcić. XD "John, pamiętasz jak dojść?" XD Nie, nic... Uwielbiam Twoje opowiadania!
    H

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe! Uśmiałam się do łez. XD

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiyo: John jest zniesmaczony? To ja jestem zniesmaczony. Wyleguje się na kanapie w nie swoim domu!
    Ken: Już nie zgrywaj takiego superbohatera. Sami przebywacie w nie swoim domu! I to bez MOJEJ zgody!
    N: Kenzo, to mój dom. =.=
    Kiyo: Pewnie jeszcze położył swoje śmierdzące syry na obiciu.
    S: Jezu, Kiyozumi, co ci się dzisiaj stało?
    Kiyo: Nic. >.<
    Ru: On jest zazdrosny... *Ruki jest jakiś taki przygnębiony*
    Kiyo: Zamknij mordę!
    Ru: Jest zazdrosny, bo teraz Gienia nie zwraca na niego tak uwagi, jak kiedyś...
    Kiyo: Jesteś trupem!
    *Ruki nie rusza się z miejsca*
    Kiyo: Ej, ja ci zaraz przypierdolę!
    *Brak reakcji*
    Kiyo: Stary, co jest?
    Masa: Przestali emitować twój ulubiony serial pornograficzny?
    Ru: Nie.
    S: W sex-shopie nie ma już kajdanków w twoim ulubionym kolorze?
    Ru: Nie.
    Re: Ktoś nie chciał dać ci dupy?
    Ru: Nie.
    Wszyscy: Więc co?
    Ru: Zakochałem się...
    Wszyscy: O.O W kim?!
    Ru: W... *Spogląda na Takumę* W Takumie...
    Taku: CO KURWA?!
    Ru: Tak, Takuma, kocham cię. Jesteś powodem, dla którego rano otwieram oczy...
    Taku: Ludzie, to psychol!
    Ru: Takuma, bądźmy razem... *Przybliża się do niego*
    Taku: Spierdalaj, leszczu!
    *W Rukim odzywa się jego perwersyjna strona*
    Ru: Powiedz mi: byłeś ostatnimi czasy przez kogoś porządnie zdominowany?
    Wszyscy: *Przyglądają się temu, Dunch zrobił popcorn, ale nie umie nic nigdy przyrządzić, więc nikt tego nie je*
    Taku: Z-zdominowany? Popierdoliło cię?! Idź się leczyć!
    N: Ehem... Dosyć. Komentujemy.
    *Ruki obejmuje Takumę, który próbuje się wyrwać*
    S: Nie ma to jak stylowa marynarka w kwiatki.
    Ken: Twoja bluza w panterkę wcale nie jest lepsza.
    N: Ruki, George to wypisz wymaluj ty!
    Ru: Że co, kurwa? Ja jestem wyższy!
    *Wszyscy wybuchają śmiechem*
    D: Ten znajomy naukowiec to na pewno jakiś świr. Pewnie nosi wielkie gogle i ma stale bajzel na głowie.
    Tatsu: Ty masz bajzel na głowie, a naukowiec z ciebie żaden.
    H: Właśnie! Nie mógłbyś być chomikiem! Nawet popcornu nie umiesz zrobić.
    Tatsu: Chemikiem, nie chomikiem. =.=
    Ru: Ej, może też dam ogłoszenie, jak ta pani! "Dyskretny, wysoki, umięśniony, wysportowany i przystojny mężczyzna, przyjmie do swojej kwatery niewolników na krótsze i dłuższe pobyty"
    Wszyscy: ___.___||
    Ru: Jak Takuma? Zgłosiłbyś się do mnie.
    Taku: NIE!
    Re: Nie chcę nic mówić, ale John chyba nie jest zbyt inteligentny... Trochę jak Uruha... Chociaż nie wiem, czy Uru jest ktoś w stanie pobić...
    *Wracają do czytania. Po dość długim czasie*:
    U: Ej!
    Re: Co?
    U: Życzysz mi, żeby ktoś mnie pobił?! >.<
    Re: Ja pierdolę... ___.___||
    Ru: Suki!
    Re: Nie, ty jesteś Ruki...
    Ru: Mi chodzi o sutki Takumy. Nazwałem je pieszczotliwie suki. :3
    Taku: T.T
    N: Chyba nie powinniście tego czytać... Może lepiej, jak sama...
    Wszyscy: NIE!
    N: Okej, okej... *Chowa się pod łóżko*
    N: *Spod łóżka* Znalazłam błąd!
    S: Jak skoro nie patrzysz w tekst?
    N: Hahahaha! Ja jestem medium! Hahahaha!
    Wszyscy: o.O
    N: Ehem, ehem... "To Paul dziwny strój. - Powiedział Lennon, patrząc na przyjaciela." - zabrakło "ma".
    Kiyo: Jak nisko trzeba upaść, żeby kraść ubrania z worków dla Caritasu?
    Y: Jak nisko trzeba upaść, żeby na imieninach kuzynki Niki obżerać się jak świnia?
    Kiyo: Żarcie było pyszne! I za DARMO!
    Ru: Że niby ja jestem jak George?! Zobaczcie w jakim chłamie mieszka ten wasz George! Ja mam full-wypas chatę, basen, saunę i siłownię!
    S: To dlaczego mieszkasz u Niki?
    Ru: Zamknij się, bo cię zatkam tymi twoimi doczepami!
    Y: Ona przyjdzie po nich o ósmej? To środek nocy!
    Kiyo: Niektórzy zamiast wylegiwać się w łóżku o tej godzinie już dawno są na dworze i uprawiają poranny jogging.
    Y: Chyba nie mówisz o sobie.
    Ru: Ja tam o tej godzinie uprawiam seks.
    Re: Ty uprawiasz seks 24/7. =.=

    OdpowiedzUsuń
  4. Świene !
    Podoba mi się że takie długie

    OdpowiedzUsuń
  5. ASDFGHJKLASDFGHJK
    Zajebistee! :3
    czygan

    OdpowiedzUsuń

N-no czeeść *u*