czwartek, 18 kwietnia 2013

Mała przerwa ;3

Cześć! ^ ^
Postanowiłam na jakiś czas "zawiesić" - chociaż to może za duże słowo - tego bloga. Powód jest prosty, mianowicie mam egzaminy i przyszły tydzień będzie dość intensywny, później rekrutacja (nadal nie wiem, czy wybrać liceum, czy technikum - może pomozecie3? ^ ^) no i ZNÓW egzaminy i wyjazdy związane z bierzmowaniem, to wszystko na przełomie kwietnia i maja.
Pojawię się tutaj w okolicach weekendu majowego lub troszkę później.
Cały czas możecie się ze mną kontaktować:
Ask: JulieBlackbird
E-mail: beatlestarr@onet.pl
GG: 39595735 
Lubię nawiązywać nowe znajomości, więc piszcie śmiało :3
Mam jeszcze gorącą prośbę - czy w komentarzach możecie się podpisywać? Oczywiście nie chodzi mi o imię i nazwisko, ale chociażby jakąś ksywę. Bo jakoś mi tak głupio pisać dla kogoś, czyjego imienia czy pseudo nie znam :3 Mam nadzieję, że nie będzie to dla Was jakoś szczególnie uciążliwe.
T-to chyba tyle, rzegnaicie na jakiś czas :)
A to mój nowy-stary piórnik. Dostałam go od rodziców w podstawówce, nosiłam przez 2 lata, a później wylądował w szufladzie. Dlaczego? A mianowicie dlatego, że był z nadrukiem w High School Musical... Efrona zdrapywałam igłą, cyrklem i starą szczoteczką do zębów. XD

niedziela, 7 kwietnia 2013

Ringuniowi zdarzyło się myśleć, cz. 6. - Brutalna prawda i bolesny zawód.

- To są chyba jakieś kpiny. - Powiedział słabo George, gapiąc się w katalog.
- Anno, co to ma znaczyć? - Wydusił pytanie Paul. Dziewczyna podeszła do nas i zachichotała histerycznie.
- No, to ulotka z kliniki... Te ulotki są mi potrzebne, bo studiuję taki kierunek... - Zaczęła opowiadać, ale John przerwał jej gwałtownym szlochnięciem.
- Dwa tysiące trzynasty! Dlaczego tu jest napisane, że jest dwa tysiące trzynasty? Jeszcze kilka godzin temu byliśmy w '65! - Histeryzował.
- Ależ nie... Jesteście przecież moją halucynacją... - Kobieta znów się zaśmiała i chwyciła za porzuconą na podłodze butelkę.
- Zapewniam cię, że nie jesteśmy halucynacjami. Możesz mnie uszczypnąć, przekonasz się. - Paul wstał z fotela i podszedł do niej, ta jednak odsunęła się gwałtownie, jak kilkadziesiąt minut wcześniej na parkingu. - Nie bój się. - Powiedział łagodnie basista. Dziewczyna niepewnie podeszła i uszczypnęła go w rami, po czym z piskliwym okrzykiem przerażenia odskoczyła do tyłu.
- No to  mamy problem. - Stwierdził George.
- Uporządkujmy fakty. - Paul zrezygnował z prób uspokojenia Anny i usiadł z powrotem w fotelu.
- Jakimś cudem przenieśliśmy się w czasie, to wszystko. Nie ma czego porządkować. - Mruknąłem. Na widok folderu z operacjami plastycznymi robiło mi się niedobrze, więc odłożyłem go na kupkę. John spojrzał na mój nos uspokojony i zajął miejsce w fotelu.
- Co teraz zrobimy?
- Nie mam pojęcia. Naprawdę, nie mam pojęcia.
- Póki co musicie zostać tutaj. - Powiedziała Anna i podeszła do szafy stojącej nieopodal. Otworzyła ją i zaczęła grzebać w środku, po chwili wyciągając jakieś prześcieradła. - Możecie dziś zostać u mnie, później coś wymyślimy.
- Ale... Jak mamy wrócić do naszych czasów? - Zapytałem ze strachem. Cała ta sytuacja napawała mnie przerażeniem i niepokojem, to wszystko było takie dziwne... a jednak działo się naprawdę.
- Nie martw się tym, Ringo! Jutro wrócimy na Abbey Road i poszukamy tego czarnego czegoś. To chyba jest przyczyną tego... przeniesienia się w czasie. - Paul przyłożył rękę do skroni i intensywnie myślał.
- Mogliśmy od razu tego poszukać!
- Tak, i zostawić tę dziewczynę na pastwę losu. Jesteś strasznie nieczuły, John. - Basista podniósł głowę i spojrzał na przyjaciela z dezaprobatą.
* * *
Noc spędziliśmy kuląc się na podłodze w ciasnym mieszkanku Anny, przykryci kilkoma prześcieradłami i  poszwami. Było dość ciężko, bo ostatnimi czasy przywykliśmy do nieco bardziej luksusowych posłań, ale podłoga była i tak dużo lepszym wyjściem, niż spanie gdzieś na dworcu. Na hotel nie mieliśmy bowiem pieniędzy. Około godziny szóstej rano stwierdziłem, że już tak dłużej nie wytrzymam. Zabrałem z twarzy rękę Johna i wyczołgałem się z pokrowca na poduszkę, w którym spałem.
- Jakiż mamy piękny dzień... - Zerknięcie przez okno wywołało u mnie dreszcz radości. Było słonecznie, zielono... W tych rejonach ten widok nie był często spotykany.
- Ringo, czy ty zawsze musisz wszystkich budzić? - Obok mnie pojawił się zaspany George, próbujący wygładzić pogniecioną koszulę nocną w kwiatki, którą pożyczyła mu Anna.
- Nie kwękaj tak na mnie, jestem bardzo wrażliwy. - Mruknąłem smutno.
- Zostawmy rozmowy o twojej wrażliwości na kiedy indziej... Gdzie jest coś do jedzenia? - Gitarzysta nerwowo rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu zdatnych do spożycia produktów. Nie znalazł niczego na wierzchu, więc zagłębił się w poszukiwaniach w jednej z szafek. Po kilkunastu sekundach z triumfem na twarzy wyjął z niej paczkę żelków. Gwałtownie rozerwał opakowanie i łapczywie zaczął zajadać się kolorowymi misiami. Mimowolnie zacząłem się śmiać - George Harrison z tymi jego wielkimi brwiami i poważnymi oczyma właśnie opychał się Haribo mając na sobie różową powłóczystą szatkę w kwiaty.
- Nie śmiej się ze mnie, ja też jestem wrażliwy. - Powiedział z wyrzutem, walcząc z misiami chcącymi uwolnić się z jego ust. Przez to zacząłem śmiać się jeszcze bardziej i oczywiście dzięki temu obudziłem pozostałych.
- Ringo, ty wielki kinolu, musisz nas budzić o takiej porze? - Paul niemal zabił się, próbując wypełznąć z prześcieradła, którym był okryty.
- Jeśli jeszcze jednym słowem obrazisz Winstona, będziesz miał do czynienia ze mną! - John pogroził basiście zaciśniętą pięścią, po czym sam podniósł się z ziemi.
- Co to za hałasy? - Zza drzwi prowadzących do sypialni Anny wyszła blada postać z rozczochranymi włosami.
- Ringo znowu nas obudził.
- "Znowu"! - Oburzyłem się. Anna przygładziła nieco włosy, machnęła ręką i zniknęła za drzwiami łazienki. John złapał za swoje spodnie i koszulę, ściągnął piżamę (niebieskie getry i damska koszulka) i z westchnieniem zaczął się przebierać.
- John, musisz tak na widoku? - Zakryłem oczy lewą dłonią a prawą chwyciłem swoje ubrania, po czym podreptałem do sypialni naszej gospodyni. Gdy stamtąd wyszedłem, pozostała czwórka była już gotowa. Anna dołączyła do nas kilka minut później. Na śniadanie zjedliśmy resztkę żelków i wafle ryżowe, bo niczego innego w domu nie było, po czym wyruszyliśmy naszym zaczarowanym samochodem na jakże długą wycieczkę do Abbey Road Studios. Wychodząc z pojazdu zauważyłem wąskie "coś" w kształcie graniastosłupa w miejscu, w którym wczoraj wylądowaliśmy.
- Uratowani! Patrzcie! - Krzyknąłem radośnie podbiegając tam. Cała czwórka ruszyła za mną.
- Wczoraj wydawało się być jakieś... Nie wiem... Solidniejsze. - Stwierdził Paul patrząc krytycznie na pudło, w którym brakowało jednej ściany.
- Wyglądało, nie wyglądało... Wchodzimy! - Zadecydował John, włażąc do środka. Ja, George i Macca wpakowaliśmy się za nim.
- Żegnaj, durny świecie z przyszłości! - Wykrzyczał któryś z nich. Zacisnąłem oczy, nic jednak się nie wydarzyło. Żadnych wstrząsów, dziwnych odgłosów czy zapachów. Nic. Odemknąłem powieki i zauważyłem, że nic się nie zmieniło. Ponad głową George'a, który stał przede mną nadal widniało to samo niebo, co kilka chwil temu.
- Ludzie się gapią. - Usłyszałem głos stojącego z przodu Paula.
- Też bym się dziwiła, gdyby nagle czterech facetów wlazło do kartonu po lodówce. Dziś jest wywóz śmieci. - Powiedziała stojąca obok pudła Anna.
___________________________
Jestem przeziębiona, więc wyszły bzdury, generalnie nuda. Przepraszam.
Syropek z cebuli źle na mnie działa. Generalnie cukier raczej miesza mi w głowie ; - ;
Nie będę zdziwiona, jeśli pojawią się jakieś hejty ; ____ ; Postaram się, żeby następna część wyszła lepiej.
A WPIERNICZAJĄCY ŻORŻYK WYGLĄDA TAK:
 PS. Dziękuję za wszystkie miłe komentarze, to na serio wiele dla mnie znaczy *ociera łzy wzruszenia* :3