Fitaicie, tu Gienia again :3
Dzisiaj chcę wam przedstawić jedną z moich krótkich prac pisemnych, które zmuszona jestem robić na j. polskim.
Robiąc owo ćwiczenie, mocno zainspirowałam się tym oto dziełem (swoją drogą - kocham tego bloga *-* )
Ćw. 4/ str. 11 Przedstaw sytuację, w której drobny konflikt miał poważne konsekwencje.
~~
Takuma wszedł do piwnicy po składniki potrzebne do przygotowania swego ulubionego dania. Gdy zapalił światło, gitarzysta zauważył cień poruszający się między regałami. Ostrożnie podszedł bliżej. Cieniem okazał się być Kiyozumi, który właśnie zjadał główną ingredencję obiadu Takumy, czyli pudełko po butach Doc. Martens.
- Kiyozumi! Zjadasz mój obiad! - Wykrzyknął zdenerwowany gitarzysta. Zaskoczony Kiyo oderwał słodki ryjek od przedmiotu. Z ust wciąż sterczał mu kawałek tektury.
- Przecież mówiłeś, że mogę jeść do woli kartony z twojej piwnicy... - Zmieszał się perkusista.
- Tak, ale wyraźnie mówiłem także "Nie jedz kartonu po Martensach, bo trzymam je na specjalną okazję"! - Takuma oparł dłonie na biodrach, przez co jeszcze bardziej niż zwykle przypomniał latającą wiewiórkę.
- Zapomniałem, przepraszam! - Przestraszony Kiyozumi zrobił krok do tyłu.
- Co mi da twoje "przepraszam"? Dzisiaj przychodzą do mnie bardzo ważni goście, którym już obiecałem "Karton po Martensach a'la Takuma"! Co mam im niby teraz powiedzieć? - Z oczu gitarzysty wręcz sypały się iskry.
- Nie dramatyzuj! Zrób im po prostu jakiś inny karton.
- Dobrze wiesz, że pudełka po Martensach są wyjątkowo wytrawne, jak również i delikatne, dlatego też bardzo je sobie cenię! Zawiodłeś mnie... Myślałem, że jesteś moim przyjacielem, a ty zjadasz moje kochane pudełeczko! Wynoś się z mojej piwnicy! I żebyś już nigdy więcej nie ważył się zjadać czegoś z moich zbiorów! - Wykrzyczał Takuma, a jego kolega przygarbiony opuścił przybytek.
Konsekwencje tej kłótni były straszne - Kiyozumi, mimo tego, iż pogodził się w końcu z Takumą, wciąż nie miał dostępu do jego piwnicy. Musiał więc jadać wyłącznie kartony po telewizorach, a wiadomo, że te nie mają zbyt wielu wartości odżywczych. W efekcie perkusista schudł tak bardzo, że nie potrafił unieść pałeczki. Jedyną czynnością, którą mógł wykonywać bez uszczerbku na zdrowiu, była regulacja przycisków i guziczków w syntezatorach. Dlatego też zespół Anli Pollicino z rocka musiał przerzucić się na techno.
_____________________________________
Zamiana rocka w techno to przecież straszna konsekwencja, nje? ;___;
Rzegnaicie ^_^
piątek, 19 października 2012
wtorek, 2 października 2012
AnliAdventures part V
Pierwszą rzeczą którą zobaczył Shindy po przebudzeniu, był nieco przybrudzony różowy tobołek leżący pod ścianą. Wokalista nie widział go zbyt dokładnie - jego oczy były wciąż trochę zamglone. Rozejrzał się więc na boki, licząc na to, że rozpozna miejsce w którym się znajduje. Dostrzegł trójkę swoich kolegów - wciąż pozostawali nieprzytomni. Następnie próbował wstać, jednak nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Pozostało mu więc tylko siedzieć i czekać, aż obudzi się reszta. Utkwił wzrok w tobołku i rozmyślał nad tym, co zaszło w różowej sali. W pewnym momencie zauważył, że rzecz, którą obserwował poruszyła się, uznał jednak, że winny za to przywidzenie jest słaby wzrok. Za drugim razem jednak ruch był wyraźniejszy. Tobołek usiadł, poprawił zakurzone blond włosy i cicho zakaszlał.
- Takuma! - Shindy usiłował krzyknąć, jednak z jego gardła wydało się tylko chiche chrząknięcie. Takuma natychmias spojrzał w stronę wokalisty, i jego twarz opromienił uśmiech. Nawet jego oczy były radosne, porzucając swoje zwyczajne, zimne spojrzenie.
- Szyndzia*! - znajda wstała i podeszła do przyjaciela, który z radości nie zwrócił uwagi na to, że Takuma użył znienawidzonego przez niego przezwiska.
- Powiedz, co się stało? Jak się tu dostałeś?
- N-no... To było tak... Dostałem SMS z nieznanego numeru. Był podpisany twoim pełnym nazwiskiem, a mało kto je zna, wiec uwierzyłem, że ty go wysłałeś... Nie pamiętam dokładnie treści, ale chodziło o to, że mam natychmiast przyjść na próbę, bo inaczej wylatuję i że na przyjście mam godzinę, no to umyłem tylko zęby i natychmiast wyruszyłem. Gdy byłem już w korytarzu koło łazienek nagle ktoś mnie szarpnął. Dalej pamiętam tylko tyle, że obudziłem się tutaj, a później natychmiast znów zasnąłem. Martwi mnie to, że gdzieś zapodziałem swojego misia...
- Jeśli się stąd wydostaniemy, to gwarantuję ci, że go odzyskasz - westchnął Shindy - ciekawe, dlaczego reszta jeszcze śpi.
- Nie wiem dokładnie... ale sądzę, że po prostu masz najmocniejszą głowę... Kiyozumi pewnie też niedługo się obudzi, bo jest najcięższy. - Stwierdził Takuma. Shindy streścił mu całą akcję poszukiwawczą, a w trakcie jego monologu zbudził się najpierw Kiyo, a później cała reszta zespołu.
- Zadzwońcie do tego klubu i powiedzcie, że znaleźliśmy Takusia i że jutro wystąpimy. Aha, najlepiej powiedzcie też, że ci idioci z bubla nas porwali - powiedział Masatoshi - kto z was ma przy sobie komórkę? Zostawiłem swoją u nas.
- Yoichi i ja też.
- Nie wziąłem telefonu z domu.
- Mam prawie rozładowany, ale może jeden telefon uda mi się wykonać. Jest tu zasięg. - Wokalista wystukał numer na klawiaturze.
- Całe szczęście! - Westchnął Takuma. - Chyba dopadło mnie jakieś przeziębienie...Strasznie zmarzł mi...
- Dzień dobry, mówi Shindy z Anli Pollicino.Tak, wystąpimy jutro w.. Halo? Halo? Nie wierzę... Rozładowała się! - Zrozpaczony Shindy schował twarz w dłoniach.
- Co teraz zrobimy? Jeśli się nie wydostaniemy, to nie wystąpimy w klubie. Jesli nie wystąpmimy w klubie, już wiecej nas tam nie zaproszą. Czyli możemy się pożegnać z dużymi koncertami i nowymi sponsorami! - Jęknął Kiyo.
- Co tam sponsorzy...może nigdy stąd nie wyjdziemy.. Zginiemy z głodu i pragnienia... Albo zaczniemy się nawzajem zjadać... - Yoichi usiłował zrobić groźną minę, ale jego urocza pucołowata twarz nie nadawała się to tego typu zabiegów.
- Taaak? No to najpierw zjemy ciebie, jesteś najmniejszy i najsłabszy - rzekł z sarkazmem Takuma.
- Co robimy? Tu nie ma nic, przez co można by uciec. Są tylko pudła z nowym singlem bubli - Masatoshi otworzył jeden z kartonów** i wyjął płytę - możemy się nimi żywić, ale myślę, że będą słodkie i mdłe w smaku.
- W jakiej części budynku jesteśmy? To znaczy: możemy być w piwnicy Bubble, ale równie dobrze to może byś skąłdzik na ich piętrze. - Rzekł Takuma, skubiąc rąbek swojej piżamy.
- Zginiemy z braku światła, a nasze szkielety pozostaną tu na wieki - powiedział poważnie Yoichi. Drugi z gitarzystów przyjrzał sie mu ze zdziwieniem.
- Wypił pół litra alkoholu i zjadł kilka kostek mydła, a pewnie ten środek nasenny też mu trochę zaszkodził - wytłumaczył przyjaciela Masatoshi.
- Rozumiem. Chyba...
- Ciesz się, że już nie cytuje Paulo Coelho, albo jeszcze innych mądrych ludzi.
- Paulo jest nadal moim mistrzem... Nigdy nie zrozumiecie miłości, jaką go darzę! - Oburzył się Yoichi.
- Nawet nie próbujemy.
Nagle coś zachrobotało i otworzyły się ciężkie, metalowe drzwi. Shindy wyciągnął szyję, aby dojrzeć, co sie za nimi znajduje, ale te natychmiast się zamknęły. Dimitrij, który wszedł do pomieszczenia zaśmiał się złośliwie i usiadł na małym, składanym krzesełku. Mebelek cudem chyba nie rozpłaszczył się pod ciężarem olbrzyma.
- Mam pilnować. - Chrypnął, wyciągnął ze skórzanej torby bułkę z szynką i zaczął ją konsumować.
- Dimitrij... Wypuść nas - powiedział błagalnie Masatoshi, ale ochroniarz tylko znów się zaśmiał.
Członkowie Anli Pollicino przycisnęli się do siebie i szepcząc zaczęli dyskutować.
- Nie przekonamy go - stwierdził zrezygnowany Takuma.
- Nie ma szans - dodał Shindy.
- Prze...kichane - westchnął Masa. Yoichi machnął ręką, podszedł do Dimitrija i usiadł na kartonie stojącym przed nim.
- Skąd pochodzisz? - Zapytał ochroniarza. Tamten nieco zdziwił się, ale odpowiedział na pytanie.
- Urodziłem się w Moskwie.
- Jak długo pan tu mieszka?
- Odkąd się ożeniłem. 20 lat.
- Ma pan dzieci?
- Dwa dzieci. Teraz dorosłe. - Uśmiechnął się bodyguard z rozrzewnieniem. Pozostała czwórka patrzyła w osłupieniu na tę wymianę zdań.
- Pewnie miały szczęśliwe dziecństwo.
- O, tak. - Dimitrij uśmiechnął się jeszcze szerzej, za to Yoichi westchnął teatralnie.
- Też chciałbym takie mieć. A-ale nie było mi dane...
- Dlaczego?
- Tata był marynarzem... Bywał w domu raz w roku na kilka dni. A mama miała kochanka i tylko czasami zwracała na mnie uwagę. Nie kochali mnie. - Gitarzysta pociągnął nosem. Ochroniarz spojrzał na niego ze współczuciem i wyciągnął ze swojej torby butelkę.
- To straszne...
- Tak... W dodatku moja mama i babcia ciągle myślały, że jestem dziewczynką. Nie dostawałem co zabawy autek tylko lalki i kucyki pony. Babcia zapisała mnie na balet... Musiałem tańczyć w szkolnym przedstawieniu w różowej spódniczce.
- Okropne! - Poruszony ochroniarz pociagnął zdrowo ze swojej butelki i czknął.
- Co on wygaduje? Przecież każdy by się zorientował, że zmyśla... - Szepnął Takuma do trójki kolegów, jednak oni tylko go uciszyli.
- A gdy miałem trzynaście lat przygarnąłem do siebie pieska. Małego ślicznego pieska. - Yoichi znów zaczął pociągać nosem. Dimitrij zdążył opróżnić już połowę butelki. - Piesek bardzo kochał mnie, a ja kochałem mojego pieska.
- Ojoj!
- Ale pewnego dnia pieska potrącił listonosz, jadący na hulajnodze... Nie udało się go uratować, już nic nie mogłem zrobić...
- P-przestań... - Ochroniarz zbladł i również zaczął pociągać nosem.
- Ten piesek był jedyną istotą, która w dzieciństwie mnie kochała. - Chlipnął gitarzysta.
- Nie-e..! - Jęknął wielki człowiek, a po jego policzkach stoczyły się łzy. Wypił kilka ostatnich łyków swojego trunku po czym przyciągnął do siebie głowę Yoichiego niemal ją miażdżąc. - Biedny chłopczyk! Biedny, biedny chłopczyk!
- Mógłby mnie pan puścić? - Wydusił z wnętrza uścisku "biedny chłopczyk". Dimitrij puścił go, a Yoichi z ulgą otarł twarz z jego łez i glutów.
- Biedne dzieci! Żebyście byli biedni ja nie chcę! Wypuszczę was, ale cicho być musicie. Tu macie klucz, dalej otworzycie nim sobie - zwrócił się do nich beksa. Chłopcy z niedowierzaniem patrzyli, jak otwiera drzwi i przykłada palec do ust. Cała piątka po cichu wyszła z pułapki.
- Udało ci się! - Kiyozumi z niedowierzanie popatrzył na Yoichiego. Znajdowali się teraz w pustej różowej sali. Zaczęli skradać się do drzwi. Gdy Takuma już położył rękę na klamce, nagle jeden z foteli odwrócił się, ukazując siedzącego w nim Ronalda.
- No, no... Chyba będę musiał poważnie porozmawiać z Dimitrijem.- Brzydal powoli zaczął podnosić się z miejsca.
- Jest bardzo miły - rzucił oschle Shindy.
- Jest mięczakiem, tak jak ty, Sierotko Shindysiu.
- Nie nazywaj go tak! - Warknął Kiyo.
- Ktoś prosił cię o zdanie, panie Kiyo-nikt-mnie-nie-kocha-zumi? - Ronaldo zaśmiał się i postąpił o krok naprzód.
- My go kochamy! To ciebie wszyscy nienawidzą. Mają cię dość. Nie widzisz, że jesteś obrzydliwy i odpychający? - Zapytał Takuma. Ta uwaga wyraźnie rozzłościła przyzwyczajonego do uwielbienia różowego wokalistę.
- Wprawdzie dziesięć minut temu odprawiłem Borisa do domu, ale on zawsze zatrzymuje się w kawiarence na drugim korytarzu. Gdy go wezwę, przybędzie natychmiast. Nie macie jak uciec.- Ronaldo wyjął telefon z zamiarem wykonania telefonu do drugiego ochroniarza, gdy nagle coś świsnęło mu koło ucha - to Masatoshi rzucił w niego jedną z płyt podwędzonych z piwnicy. Basista dał kumplom i po chwili w powietrzu zaroiło się od latających płyt. W czasie, w którym koledzy atakowali, Yoichi otwierał drzwi kluczem Dimitrija. Ronaldo rzucił się w bok, próbując dostać się do gitarzysty, ale uniemożliwił mu to Kiyozumi, celując singlowym pociskiem prosto między jego nogi. Wokalista Bubble jęknął z bólu i padł na kolana, a jego zakładnicy czym prędzej wydostali się z pomieszczenia i zamknęli je z drugiej strony na klucz. Cała piątka rzuciła się biegiem do schodów, a kilka minut później zaryglowała się bezpiecznie w swojej sali. Chłopcy padli na krzesła. Takuma przytulił do siebie pluszowego misia.
- To był ciężki dzień... - Westchnął Kiyozumi.
- Zdecydowanie. - Przytaknął Shindy, a Masa kiwnął głową, stukająć jednocześnie w swoją komórkę.
- "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". - Podsumował Yoichi, zanim zasnął, a jego głowa opadła na ramię Shindy'ego.
- Takuma! - Shindy usiłował krzyknąć, jednak z jego gardła wydało się tylko chiche chrząknięcie. Takuma natychmias spojrzał w stronę wokalisty, i jego twarz opromienił uśmiech. Nawet jego oczy były radosne, porzucając swoje zwyczajne, zimne spojrzenie.
- Szyndzia*! - znajda wstała i podeszła do przyjaciela, który z radości nie zwrócił uwagi na to, że Takuma użył znienawidzonego przez niego przezwiska.
- Powiedz, co się stało? Jak się tu dostałeś?
- N-no... To było tak... Dostałem SMS z nieznanego numeru. Był podpisany twoim pełnym nazwiskiem, a mało kto je zna, wiec uwierzyłem, że ty go wysłałeś... Nie pamiętam dokładnie treści, ale chodziło o to, że mam natychmiast przyjść na próbę, bo inaczej wylatuję i że na przyjście mam godzinę, no to umyłem tylko zęby i natychmiast wyruszyłem. Gdy byłem już w korytarzu koło łazienek nagle ktoś mnie szarpnął. Dalej pamiętam tylko tyle, że obudziłem się tutaj, a później natychmiast znów zasnąłem. Martwi mnie to, że gdzieś zapodziałem swojego misia...
- Jeśli się stąd wydostaniemy, to gwarantuję ci, że go odzyskasz - westchnął Shindy - ciekawe, dlaczego reszta jeszcze śpi.
- Nie wiem dokładnie... ale sądzę, że po prostu masz najmocniejszą głowę... Kiyozumi pewnie też niedługo się obudzi, bo jest najcięższy. - Stwierdził Takuma. Shindy streścił mu całą akcję poszukiwawczą, a w trakcie jego monologu zbudził się najpierw Kiyo, a później cała reszta zespołu.
- Zadzwońcie do tego klubu i powiedzcie, że znaleźliśmy Takusia i że jutro wystąpimy. Aha, najlepiej powiedzcie też, że ci idioci z bubla nas porwali - powiedział Masatoshi - kto z was ma przy sobie komórkę? Zostawiłem swoją u nas.
- Yoichi i ja też.
- Nie wziąłem telefonu z domu.
- Mam prawie rozładowany, ale może jeden telefon uda mi się wykonać. Jest tu zasięg. - Wokalista wystukał numer na klawiaturze.
- Całe szczęście! - Westchnął Takuma. - Chyba dopadło mnie jakieś przeziębienie...Strasznie zmarzł mi...
- Dzień dobry, mówi Shindy z Anli Pollicino.Tak, wystąpimy jutro w.. Halo? Halo? Nie wierzę... Rozładowała się! - Zrozpaczony Shindy schował twarz w dłoniach.
- Co teraz zrobimy? Jeśli się nie wydostaniemy, to nie wystąpimy w klubie. Jesli nie wystąpmimy w klubie, już wiecej nas tam nie zaproszą. Czyli możemy się pożegnać z dużymi koncertami i nowymi sponsorami! - Jęknął Kiyo.
- Co tam sponsorzy...może nigdy stąd nie wyjdziemy.. Zginiemy z głodu i pragnienia... Albo zaczniemy się nawzajem zjadać... - Yoichi usiłował zrobić groźną minę, ale jego urocza pucołowata twarz nie nadawała się to tego typu zabiegów.
- Taaak? No to najpierw zjemy ciebie, jesteś najmniejszy i najsłabszy - rzekł z sarkazmem Takuma.
- Co robimy? Tu nie ma nic, przez co można by uciec. Są tylko pudła z nowym singlem bubli - Masatoshi otworzył jeden z kartonów** i wyjął płytę - możemy się nimi żywić, ale myślę, że będą słodkie i mdłe w smaku.
- W jakiej części budynku jesteśmy? To znaczy: możemy być w piwnicy Bubble, ale równie dobrze to może byś skąłdzik na ich piętrze. - Rzekł Takuma, skubiąc rąbek swojej piżamy.
- Zginiemy z braku światła, a nasze szkielety pozostaną tu na wieki - powiedział poważnie Yoichi. Drugi z gitarzystów przyjrzał sie mu ze zdziwieniem.
- Wypił pół litra alkoholu i zjadł kilka kostek mydła, a pewnie ten środek nasenny też mu trochę zaszkodził - wytłumaczył przyjaciela Masatoshi.
- Rozumiem. Chyba...
- Ciesz się, że już nie cytuje Paulo Coelho, albo jeszcze innych mądrych ludzi.
- Paulo jest nadal moim mistrzem... Nigdy nie zrozumiecie miłości, jaką go darzę! - Oburzył się Yoichi.
- Nawet nie próbujemy.
Nagle coś zachrobotało i otworzyły się ciężkie, metalowe drzwi. Shindy wyciągnął szyję, aby dojrzeć, co sie za nimi znajduje, ale te natychmiast się zamknęły. Dimitrij, który wszedł do pomieszczenia zaśmiał się złośliwie i usiadł na małym, składanym krzesełku. Mebelek cudem chyba nie rozpłaszczył się pod ciężarem olbrzyma.
- Mam pilnować. - Chrypnął, wyciągnął ze skórzanej torby bułkę z szynką i zaczął ją konsumować.
- Dimitrij... Wypuść nas - powiedział błagalnie Masatoshi, ale ochroniarz tylko znów się zaśmiał.
Członkowie Anli Pollicino przycisnęli się do siebie i szepcząc zaczęli dyskutować.
- Nie przekonamy go - stwierdził zrezygnowany Takuma.
- Nie ma szans - dodał Shindy.
- Prze...kichane - westchnął Masa. Yoichi machnął ręką, podszedł do Dimitrija i usiadł na kartonie stojącym przed nim.
- Skąd pochodzisz? - Zapytał ochroniarza. Tamten nieco zdziwił się, ale odpowiedział na pytanie.
- Urodziłem się w Moskwie.
- Jak długo pan tu mieszka?
- Odkąd się ożeniłem. 20 lat.
- Ma pan dzieci?
- Dwa dzieci. Teraz dorosłe. - Uśmiechnął się bodyguard z rozrzewnieniem. Pozostała czwórka patrzyła w osłupieniu na tę wymianę zdań.
- Pewnie miały szczęśliwe dziecństwo.
- O, tak. - Dimitrij uśmiechnął się jeszcze szerzej, za to Yoichi westchnął teatralnie.
- Też chciałbym takie mieć. A-ale nie było mi dane...
- Dlaczego?
- Tata był marynarzem... Bywał w domu raz w roku na kilka dni. A mama miała kochanka i tylko czasami zwracała na mnie uwagę. Nie kochali mnie. - Gitarzysta pociągnął nosem. Ochroniarz spojrzał na niego ze współczuciem i wyciągnął ze swojej torby butelkę.
- To straszne...
- Tak... W dodatku moja mama i babcia ciągle myślały, że jestem dziewczynką. Nie dostawałem co zabawy autek tylko lalki i kucyki pony. Babcia zapisała mnie na balet... Musiałem tańczyć w szkolnym przedstawieniu w różowej spódniczce.
- Okropne! - Poruszony ochroniarz pociagnął zdrowo ze swojej butelki i czknął.
- Co on wygaduje? Przecież każdy by się zorientował, że zmyśla... - Szepnął Takuma do trójki kolegów, jednak oni tylko go uciszyli.
- A gdy miałem trzynaście lat przygarnąłem do siebie pieska. Małego ślicznego pieska. - Yoichi znów zaczął pociągać nosem. Dimitrij zdążył opróżnić już połowę butelki. - Piesek bardzo kochał mnie, a ja kochałem mojego pieska.
- Ojoj!
- Ale pewnego dnia pieska potrącił listonosz, jadący na hulajnodze... Nie udało się go uratować, już nic nie mogłem zrobić...
- P-przestań... - Ochroniarz zbladł i również zaczął pociągać nosem.
- Ten piesek był jedyną istotą, która w dzieciństwie mnie kochała. - Chlipnął gitarzysta.
- Nie-e..! - Jęknął wielki człowiek, a po jego policzkach stoczyły się łzy. Wypił kilka ostatnich łyków swojego trunku po czym przyciągnął do siebie głowę Yoichiego niemal ją miażdżąc. - Biedny chłopczyk! Biedny, biedny chłopczyk!
- Mógłby mnie pan puścić? - Wydusił z wnętrza uścisku "biedny chłopczyk". Dimitrij puścił go, a Yoichi z ulgą otarł twarz z jego łez i glutów.
- Biedne dzieci! Żebyście byli biedni ja nie chcę! Wypuszczę was, ale cicho być musicie. Tu macie klucz, dalej otworzycie nim sobie - zwrócił się do nich beksa. Chłopcy z niedowierzaniem patrzyli, jak otwiera drzwi i przykłada palec do ust. Cała piątka po cichu wyszła z pułapki.
- Udało ci się! - Kiyozumi z niedowierzanie popatrzył na Yoichiego. Znajdowali się teraz w pustej różowej sali. Zaczęli skradać się do drzwi. Gdy Takuma już położył rękę na klamce, nagle jeden z foteli odwrócił się, ukazując siedzącego w nim Ronalda.
- No, no... Chyba będę musiał poważnie porozmawiać z Dimitrijem.- Brzydal powoli zaczął podnosić się z miejsca.
- Jest bardzo miły - rzucił oschle Shindy.
- Jest mięczakiem, tak jak ty, Sierotko Shindysiu.
- Nie nazywaj go tak! - Warknął Kiyo.
- Ktoś prosił cię o zdanie, panie Kiyo-nikt-mnie-nie-kocha-zumi? - Ronaldo zaśmiał się i postąpił o krok naprzód.
- My go kochamy! To ciebie wszyscy nienawidzą. Mają cię dość. Nie widzisz, że jesteś obrzydliwy i odpychający? - Zapytał Takuma. Ta uwaga wyraźnie rozzłościła przyzwyczajonego do uwielbienia różowego wokalistę.
- Wprawdzie dziesięć minut temu odprawiłem Borisa do domu, ale on zawsze zatrzymuje się w kawiarence na drugim korytarzu. Gdy go wezwę, przybędzie natychmiast. Nie macie jak uciec.- Ronaldo wyjął telefon z zamiarem wykonania telefonu do drugiego ochroniarza, gdy nagle coś świsnęło mu koło ucha - to Masatoshi rzucił w niego jedną z płyt podwędzonych z piwnicy. Basista dał kumplom i po chwili w powietrzu zaroiło się od latających płyt. W czasie, w którym koledzy atakowali, Yoichi otwierał drzwi kluczem Dimitrija. Ronaldo rzucił się w bok, próbując dostać się do gitarzysty, ale uniemożliwił mu to Kiyozumi, celując singlowym pociskiem prosto między jego nogi. Wokalista Bubble jęknął z bólu i padł na kolana, a jego zakładnicy czym prędzej wydostali się z pomieszczenia i zamknęli je z drugiej strony na klucz. Cała piątka rzuciła się biegiem do schodów, a kilka minut później zaryglowała się bezpiecznie w swojej sali. Chłopcy padli na krzesła. Takuma przytulił do siebie pluszowego misia.
- To był ciężki dzień... - Westchnął Kiyozumi.
- Zdecydowanie. - Przytaknął Shindy, a Masa kiwnął głową, stukająć jednocześnie w swoją komórkę.
- "Wszystko dobre, co się dobrze kończy". - Podsumował Yoichi, zanim zasnął, a jego głowa opadła na ramię Shindy'ego.
KONIEC
______________________________________________________________________
*Fffybacz, Rołzałke xD
** Karton - san! xDD
No. Czyli to już koniec...
Teraz powinnam powiedzieć kilka wzniosłych słów.
Ale tego nie zrobię xD
Powiem tylko: DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM CZYTELNIKOM! Tym, którym się podobało, i tym, którym mniej.
Kurczę, trochę dziwnie się czuję. Zżyłam się z tym opowiadaniem :3
Jeszcze tu wrócę!
Na poRZegnanie łapcie ślub Yoichiego i Barona :3
Rzegnaicie :33
Subskrybuj:
Posty (Atom)